Tak dobry jak ostatni mecz
Z Dariuszem Gęsiorem, srebrnym medalistą igrzysk w Barcelonie, byłym piłkarzem reprezentacji Polski, obecnie graczem drużyny „Orłów Górskiego”, rozmawia Michał Bondyra
Wraz z „Orłami Górskiego” przyjechał Pan zagrać pokazowy mecz na IV Mistrzostwach Polski Służby Liturgicznej w Piłce Nożnej Halowej o Puchar „KnC”. Trudno było Pana namówić na występ w tej imprezie?
– Nie, absolutnie. W tym składzie spotykamy się dość często. Gramy na różnych imprezach, szczególnie w okresie letnim, więc z przyjazdem tu nie było żadnego problemu.
Setki meczów w lidze, udział w turnieju olimpijskim, lata w reprezentacji Polski, europejskie puchary – wszystkie te pojedynki były o stawkę. Trudno się dziś gra w meczach tylko pokazowych, kiedy brak tego ciśnienia wyniku?
– Kariera piłkarska nie trwa wiecznie. Człowiek z tą myślą w pewnym wieku musi się zacząć oswajać. Łatwiej przygotować się do tego, gdy jest to spowodowane tylko upływem lat, a nie jakimś urazem czy kontuzją. W moim przypadku nie były to na szczęście problemy zdrowotne, ale właśnie metryka. Dzięki temu mogę grać takie mecze jak ten pokazowy.
Jako piłkarz reprezentacji śledzi Pan pewnie poczynania młodszych kolegów. Polska zagra na mistrzostwach świata w RPA?
– Trudno być prorokiem. Pozostało kilka ważnych meczów i mimo że straciliśmy kilka punktów, to szansa wciąż jest. Teraz trzeba to wszystko odrobić na wyjazdach. Będzie jednak bardzo trudno, bo poziom w Europie się wyrównał. Podniósł się poziom fizyczny. Dziś każdy potrafi mecz wybiegać, a wszystko zależy od dyspozycji dnia. Mam nadzieję, że zdobędziemy tyle punktów, że wystarczy, by zagrać chociaż w barażach.
A poziom polskiej piłki klubowej? Z pewnością wyrównał się, ale czy wzrósł?
– Tu przede wszystkim kładzie się nacisk na przygotowanie motoryczne. Z tym wiąże się więcej urazów niż choćby 20-30 lat temu. Poziom przez to faktycznie się wyrównał – wszyscy biegają i walczą, ale jakichś super akcji czy błyskotliwych pojedynków jest jak na lekarstwo. Wyrównany poziom widać po walce o tytuł mistrza Polski. W niej prócz trzech faworytów do samego końca w grze pozostają zespoły Polonii i GKS Bełchatów.
W klubach grają nie tylko Polacy. Wielu jest zawodników zagranicznych, którzy wprowadzają do gry swój styl. Z wyszkoleniem bywa różnie, ale trenerzy muszą wystawiać takich zawodników, jakich mają. Przez to, że w klubach gra tylu piłkarzy z zagranicy, wymiernie o poziomie polskiej piłki świadczą bardziej wyniki reprezentacji.
A komu Pan kibicuje?
– Jestem związany z Ruchem Chorzów. Tam debiutowałem, z tą drużyną współpracuję. Zespół nie walczy o jakieś wysokie cele, ale o utrzymanie w lidze.
Oglądając wasz mecz, mecz „Orłów Górskiego”, zastanawiam się nad tym, kto z młodych piłkarzy mógłby zostać gwiazdą polskiej reprezentacji.
– Talentów jest sporo. Najbardziej przebojowy jest jednak Robert Lewandowski, który w tym sezonie zaistniał w drużynie Lecha Poznań i w reprezentacji, i jeśli będzie się tak dalej rozwijał, to może zrobić dużą karierę. Wszyscy utalentowani gracze muszą jednak pamiętać, że aby coś w piłce osiągnąć, obok talentu trzeba mieć odpowiednią mentalność i poprzeć to wszystko ciężką pracą.
A co by Pan poradził młodym adeptom piłkarskim, by w przyszłości mogli zagrać na Pańskim poziomie?
– Przede wszystkim dużo zależy od zdrowia. Trzeba też pracować nad sprawnością fizyczną. Sukcesy osiągają ci, którzy się nie boją, wciąż do czegoś dążą i nie spoczywają na laurach, bo nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej. Zawsze tak do tego podchodziłem – nigdy nie interesowało mnie, co było wczoraj, ale to, co będzie jutro i jak się do tego najlepiej przygotować. Bo jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, a na wspomnienia przyjdzie czas później.